Rozdział IX – droga do Sagady i powrotna, ciekawostki filipińskie i piękny świat

Pamiętacie? Dom Russela? Meble i……..nasze łóżko 😉 Mimo, że było twarde jak kamień, bo to była zwykła, drewniana deska, tego dnia spaliśmy mocno i długo.

Rassel siedział już w swoim największym pokoju na macie z plastikowych odpadków i pracował nad kolejnym wynalazkiem. Jak powiedział, cokolwiek to znaczy: pracuje nad odzyskaniem energii kinetycznej 😉 Był jak zwykle całkowicie pochłonięty swoją pracą.

 

Na śniadanie przygotowałam resztę starego, kilkudniowego chleba przywiezionego z Polski. Russel był u-sz-czę-ś-li-wio-ny. Tutejsze pieczywo nie należy do najsmaczniejszych. Filipińczycy wszelkie wypieki przyrządzają z mąki pszennej, na jakiś jednak inny sposób niż Europejczycy, bo pieczywo jest bardzo ciągliwe i gumowe oraz przeważnie słodkie.

Do Sagady, mimo późnej pory, planowaliśmy dostać się  i wrócić jeszcze tego samego dnia. Zabraliśmy ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy czyli trochę pieniędzy, aparat i przewodnik. Reszta niewielkiego dobytku została u Russela.

Do Sagady z Sabangan było ok. 30 km. Jadąc autobusem jakieś 45 min.

Sagada-Sabangan

 

Rassel uprzedził nas, że w sobotę i niedzielę ostatni autobus z Sagady wraca o godzinie 13.00, czyli za jakieś 2 godziny 😉

Nie było zatem szans by tego dnia wrócić, chyba, że …. wrócilibyśmy pieszo.

Pieszo można było wrócić przez góry.

Rassel twierdził, że nie można się zgubić, ale droga nie jest łatwa, bo wiedzie przez błotnisty i kamienisty szlak, ale ze względu na piękne widoki warto zaryzykować.

Rassel narysował nam mapę.

Zaznaczył gdzie zjeść, gdzie iść na kawę i gdzie się wyspać! A jednak znów okazało się, że warto bratać się z miejscowymi 😉 Wysłał wiadomości do wszystkich i uprzedził o naszym przyjeździe.

A oto mapa. Russel z bardzo dużą dokładnością ją nakreślił i opisał 😉

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

 

Droga do Sagady

Szliśmy wzdłuż rzeki. Była sobota i w zasadzie nic się nie działo. Mijaliśmy po drodze małe poletka ryżowe i zbocza miejscowych gór porośnięte bujną zielenią – piękne widoki.

 

Co jakiś czas mijaliśmy przydrożne wyrobiska żwiru i piasku oraz stojące samochody bez jednego koła – taka ciekawostka.

Samochód stoi tam w celu wykorzystania go jako wciągarkę do wykopanego z rzeki żwiru. Całość działa na takiej zasadzie, że samochód jest unieruchamiany przy drodze i mocowany linkami odciągowymi z przodu i z tyłu. Zwykle był w prosty sposób wkopany w ziemię i zabezpieczony kamieniem.

Odkręcano od niego jedno koło napędowe i przykręcano w to miejsce okrągły bęben, na który nawijała się lina. Samochód stał ustawiony przodem do wysokiego słupa, na którym na około 3 m wysokości zamocowany był wielokrążek (jak tłumaczył Krzysiek jest to taka przekładnia linowa, która pozwalała zmieniać kąt działania siły), przez który przełożona była lina. Jeden koniec liny przymocowany był do bębna, drugi natomiast do wózka, który stał ok. 100-150m dalej – w dolinie nad rzeką, a zamocowany był na stalowej linie.

Wózek miał specjalny system samo otwarcia, a całość obsługiwana była przez jedną osobę. Wózek ładowany był do pełna w dole rzeki. Następnie mężczyzna przechodził mostkiem do samochodu zaparkowanego na wzniesieniu. Uruchamiał silnik i włączając kolejne biegi wciągał wózek na górę.

Gdy wózek dojeżdżał do słupa na górze nie hamował, tylko z całym impetem uderzał w zawieszoną na nim oponę, która działała jak amortyzator. Wtedy zadział system uruchamiający zapadnię i dno wózka otwierało się, a piach i żwir wysypywał się na kupkę przed słupem. Krzysiek był pod wrażeniem, ale…… uważał, że system można by usprawnić 😉 (ciekawe czemu mnie to nie dziwi ;-)), tak żeby nie trzeba było za każdym razem przychodzić i zmieniać biegi w samochodzie. Wymyśli, że na bębnie trzeba by zamocować sprzęgło elektromagnetyczne, które można by załączać poprzez fale radiowe z doliny.

Najbardziej jednak zadowolony z całej sytuacji był Filipińczyk, który najwyraźniej bardzo dumny ze swego wynalazku, wcale nas nie przegonił, wręcz przeciwnie cieszył się i pokazywał wszystko po kolei.

 

Nadjechał w końcu van z napisem Bontoc – miasto położone kilkadziesiąt kilometrów dalej, ale w kierunku Sagady. Jechaliśmy pewnie z 15 min. W drodze, co poruszyło wszystkich w vanie i wyraźnie rozbawiło Filipińczyków, minęliśmy rowerzystę, który jechał ubrany w…… stringi, z kapeluszem na głowie 😉 Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego, był opalony i niczym się nie przejmował. Wybaczcie, zaaferowana nie zdążyłam zrobić zdjęcia – polegam na Waszej wyobraźni 😉

Ten odcinek  – ok. 20 km – kosztował nas 40 peso, czyli ok. 2,80 zł za obojga.

Na skraju dróg do Sagady i Banktoc wsiedliśmy, płacąc ponownie 40 peso za oboje, do państwowego autobusu.

Jazda do Sagady ciągnęła się pod górę, krętą drogą przez kolejne 12 km. Mieliśmy wrażenie, że kierowcą autobusu był zawodowy kaskader. Prowadził autobus po stromej, błotnistej drodze, miejscami obsuniętej, a to wszystko z precyzją szwajcarskiego zegarka. Od czasu do czasu nadjeżdżał jakiś pojazd z przeciwka, który wymuszał ekstremalną jazdę po błotnistej krawędzi (dodam, że byliśmy po zewnętrznej stronie drogi, od strony zbocza). Po ok. 40 min., przerażeni, dotarliśmy szczęśliwie do celu. Nikt nie robił zdjęć, nawet Japończycy, którzy z nami jechali 😉

 

Droga powrotna do Sabangan

Zgodnie z mapą Russela wracaliśmy pieszo drogą górską. Pierwotnie szliśmy krętą betonową drogą, mijając obie jaskinie podziemne, które można zwiedzać z przewodnikiem.

Przy białej tablicy bez napisu skręciliśmy, zgodnie ze wskazówkami, w lewo w leśna górską drogę.

Szliśmy kilka ładnych godzin. Piękne widoki, zwierzęta, ryżowe tarasy, wodospady, lasy i łąki i….. żadnej żywej duszy. Śniadanie w plenerze. Lubię to! Prawdziwe wakacje!

 

W drodze powrotnej Russell wysłał nam wiadomość, że go nie będzie gdy wrócimy i że zostawia dom otwarty 😉


 

Wcześniejszy wpis z cyklu Filipiny znajdziecie w Rozdziale VIII, po strasznie długim tytułem 😉 CHINA TOWN W METRO MANILA, DROGA DO SABANGAN I PRZYMUSOWA NAPRAWA AUTOKARU ORAZ WYCZEKIWANE SPOTKANIE Z RUSSELEM, PRAWDOPODOBNYM SYNEM EINSTEINA”.

W kolejnym rozdziale opowiem Wam o Sagadzie i mrożących krew w żyłach wiszących trumnach 😉 


bankier ubezpieczenie turystycznehotelscombined


Podoba Ci się? - Udostępnij :)
  • 12
  •  
  •  
  •  
  •  


Jeśli spodobał Ci się ten wpis - DODAJ się do Newslettera!

Powiązane tematy

Komentarze

  1. Hej,
    z duzym zainteresowaniem przeczytałem wszystko o Fililinach na Twoim blogu. Mam już zaplanowany wylot do HKG, stamtad do Manilii i prosto z lotniska na autobus do Banaue ( w Manilii kilka h na mały rekonesans). I tutaj pojawia się dylemat. Chcę z kumplem zobaczyć tarasy ryżowe…ale również odwiedzić Sagade z wiszącymi trumnami. Tyle, że czytając jak to trudno zarezerwować autobus z Manilii…chyba zbyt pochopnie określiłem trase i rezerwację. Przylot do Manili 26.04.2016 – 15.20. „Transfer” do miejsca odjazdu autobusu (bo nie nazwę tego dworcem autobusowym:) ), wyjazd 22.00. W Banaue bedziemy gdzies nad ranem. I tu zagwozdka. Autobus powrotny z Banaue do Manili mamy 27.04.2016 o 18.30. Czy zdążymy zaliczyć Sagade przy tych uwarunkowaniach? Z mojego rozeznania – nie ma szans, aby zostać na noc w Banaue z 26 na 27.04 i 27-go zaliczyć Sagade i wrócić na autobus. Z kolei przejazd 26.04 z Banaue do Sagady – niby ok, ale co z noclegiem w Sagadzie? Z mojego rozeznania – nie ma tam jak cokolwiek „zaklepać”. Normalnie miałbym namiot i jakiś spiworek, ale Sagada to tylko 1 dzień , a potem lecimy z Manilii na Palawan, Boracay i Bohol. Może uda się Siargao, to juz zalezy od zmęczenia organizmów:) , trzeba gdzies odpocząć i cieszyć ciało i ducha rajem:) a nie chcę targa dla 1 nocy całego majdanu:) ).
    Będę bardzo wdzięczny za pomoc i poradę. W ostateczności odpuścimy Sagade…bo wszystko na to wskazuje:(. Choć trudno mi się z tym pogodzić:(.
    Z góry dziękuję i pozdrawiam.
    Radek

    • Hey Sagada!
      Dzięki za miłe słowa, mam nadzieję, że skorzystasz z niektórych rzeczy opisanych na blogu.
      Nie ma szans żebyście zdążyli na autobus 27go! To fizycznie niemożliwe w warunkach filipińskich – w tym rejonie czas płynie w innym wymiarze 😉
      Dodatkowo byłoby dużą stratą być w Sagadzie 1 dzień, tam jest pięknie! Jest tam coś innego niż w innych miejscach.
      Nocleg w Sagadzie w ogóle nie jest problemem. Przyjedźcie tam, na bank się coś znajdzie. Ale musicie mieć więcej czasu. Jeśli nie to odpuść i wróć tu jeszcze kiedyś. Z tego co widzę plan macie napięty.
      Powodzenia!

  2. HeY!Robię wiosenne (a może już letnie) #porządki i w plecaku znalazłam #bilet autobusowy – trasa długa – z Filipin….

    Posted by Magdagaskar.pl on 15 czerwca 2015

Napisz komentarz

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress
Przeczytaj poprzedni wpis:
9 letni Ken z Filipin – pomaga bezdomnym zwierzakom

Włócząc się ulicami Manili mnie najbardziej żal, jak zwykle, było psów i innych zwierzaków.  Wychudzone i brudne szwendały się całymi...

Zamknij