Granica Chile – Boliwia – zimno, duszno i wysoko
Podczas podróży po Peru (2016 r.) postanowiłam pojechać też do Chile.
Nie zostałam tam długo! Jeszcze tego samego dnia, a w zasadzie w nocy wyjechałam do Boliwii. Dlaczego? Napisze o tym w osobnym wpisie.
Ten wpis dotyczy „historii jednego zdjęcia” i jest związany z przeprawą z Chile do Boliwii i tym co się w trakcie wydarzyło.
Do Chile przyjechałam autobusem nocnym z miejscowości Tacna położonej na południu Peru.
Jeszcze tego samego dnia, o północy wyjechałam także nocnym autobusem do miasta La Paz w Boliwii. Koszt autobusu (tzw. cama bus – z miejscami prawie leżącymi, to koszt 8.000 peso chilijskich, tj. ok 50 zł).
Droga pomiędzy Arica (Chile) a La Paz (Boliwia) wiodła przez Andy.
Koło 2 – 3 w nocy autobus dotarł do granicy pomiędzy Chile a Boliwią przed miejscowością Visiviri (granica).
Obudziłam się i poszłam do toalety. W autobusie było ciepło. Kiedy wstałam nagle zakręciło mi się w głowie. Stwierdzałam, że to pewnie z przemęczenia (druga noc pod rząd w nocnym autobusie) i jakoś dowlokłam się do wc. Potem robiło mi się na przemian gorąco i zimno. Nie miałam siły się wyprostować i z ledwością oddychałam. Nie mogłam otworzyć drzwi do wc (kiedy byłam już w środku). Przemknęło mi przez myśl, że reszta podróżnych śpi i nikt nawet nie zauważy mojej nieobecności i do rana zostanę w tej małej łazience.
Po kilku minutach odpoczynku otworzyłam drzwi. Nie było to wcale trudne, tylko moja percepcja i możliwości manualne z jakiegoś powodu całkowicie zanikły.
Znów na przemian zimno, ciepło, spocona, zziębnięta, prawie na czworakach dowlokłam się do mojego miejsca w autobusie (na szczęście na parterowej kondygnacji).
Położyłam się, ale nadal byłam słaba i nie mogłam złapać oddechu. W ogóle ciężko oddychałam. Stwierdziłam wtedy, że pewnie w autobusie jest za gorąco i duszno. Postanowiłam wyjść na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza.
Wyszłam z ledwością. Tam wcale nie było lepiej!?
Nadal ciężko oddychałam.
Dodatkowo na zewnątrz było zimno, a wszystkie samochody były oszronione.
Wróciłam najszybciej jak mogłam (znów prawie na czworakach) do autobusu. Przemiła seniora widząc co się ze mną dzieje pomogła mi wgramolić się na miejsce. Przykryła kocem. Wytłumaczyła, że jesteśmy wysoko w górach i mam pilnować głębokich i systematycznych oddechów.
Jeszcze kilka godzin to trwało. Myślałam, że zemdleję, miałam nudności. Przewracałam się.
Kiedy wróciłam do normalności kolejnego dnia, siedząc już na kawie w Copacabana boliwijskiej poczytałam, że przejście graniczne przed Visiviri znajdowało się na wysokości ok. 5.000 m n.p.n.m. Z Arica w Chile wjechałam tam w kilka godzin autobusem z wysokości 26 m n.p.m. Ta szybka zmiana wysokości spowodowała objawy choroby wysokościowej (nudności, zawroty głowy, osłabione myślenie).
Pamiętajcie o tym przeprawiając się w tym samym miejscu lub innych – podobnych!
11